Pani Pisarka

Strony

  • Strona główna
  • KSIĄŻKI
  • PODRÓŻE
  • KONTAKT/WSPÓŁPRACA

5/29/2025

„Colette” - Valérie Perrin

Kiedy Agnès dowiaduje się o śmierci swojej ciotki Colette, jest w szoku. Nie dlatego, że ciotka umarła, ale to dlatego, że już trzy lata wcześniej została pochowana. A przecież nie da się umrzeć dwa razy... Agnès wraca do miasteczka, gdzie jako dziecko często spędzała czas pod opieką Colette, aby poznać zagadkę jej podwójnej śmierci. Odkrywa, że ciotka wiodła zupełnie ciekawsze życie, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Tak poznajemy niesamowitą historię życia... i śmierci.

Są książki, które chciałoby się zapomnieć, żeby móc przeczytać je ten pierwszy raz jeszcze raz. „Colette” zdecydowanie jest jedną z nich i świeżo po lekturze wpisuję ją na swoją osobistą listę ulubionych książek. I proszę mi wierzyć, nie bez powodu mam na tej liście również trzy inne powieści Valérie Perrin! Po raz kolejny autorka oczarowała mnie swoim piórem, pisząc powieść złożoną, buzującą od ciekawych wątków, postaci, emocji. Powieść, przez którą nie da się przelecieć ot tak, którą chce się delektować, niespiesznie rozkoszować zdanie po zdaniu, rozdział po rozdziale. A jednocześnie pragnąc jak najszybciej poznać ukrytą pomiędzy kartkami tajemnicę, stojącą za podwójną śmiercią ciotki Colette. Czytałam już trzy książki Perrin i wiedziałam czego mniej więcej mogę się po autorce spodziewać, ale tym tytułem przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Utkała niesamowitą sieć wątków, łącząc je w jedną piękną historię. Stworzyła pełen wachlarz postaci, głęboko korzeniąc się w ich psychice, wyciągając na światło dzienne trudne przeżycia, zmuszając do szczerości w wielu wydaniach.

Mam wrażenie, że pisząc o jej twórczości powtarzam się z tytułu na tytuł, ale taka właśnie jest proza Valérie Perrin. Przewidywalna w stylu, zaskakująca w treści. W najnowszej powieści pisarka bawi się formą i narracją, serwuje czytelnikowi opowieść widzianą z kilku perspektyw, daje głos wielu bohaterom - tym, których lubimy oraz tych, o których istnieniu wolelibyśmy nie wiedzieć. „Colette” to świetnie wyważona historia, kryjąca w sobie coś więcej niż tajemnicę. Pisarka znów udowadnia, że swoją wrażliwością potrafi zarazić czytelnika, sprawiając, że sięgając po jej twórczość poczuje więcej, głębiej, inaczej. Tworzy bohaterom niesamowite życiowe scenariusze, wyróżniające się na tle innych powieści, wzbudzając wiele emocji, wiele refleksji. To przepiękna opowieść, pełna ciepła kontrastującego z okrucieństwem. Niosąca nadzieję, dotykająca wnętrza. 

Czerpię niesamowitą przyjemność z czytania takich książek. Odpływam z lekturą na długie godziny i boleśnie odczuwam powroty do rzeczywistości. Mam nadzieję, że dacie się skusić i zachwyci Was tak bardzo jak mnie!


Valérie Perrin, Colette (org. Tata), tłumaczenie: Joanna Prądzyńska, Wydawnictwo Albatros 2025

Książkę czytałam we współpracy z Wydawnictem Albatros.

Czytaj »
11
Podziel się!
Tags:
książki, literatura piękna, ulubione
Nowsze posty
Starsze posty

5/11/2025

„Zaledwie moment” - Liane Moriarty

To miał być zwyczajny, krótki i spokojny lot do Sydney... a zapisał się w pamięci pasażerów na zawsze, po tym jak niepozorna staruszka zaczęła zdradzać ludziom daty i okoliczności ich śmierci. I może nie byłoby to aż tak straszne, gdyby jej przepowiednie nagle nie zaczęły się spełniać... Czy pasażerom uda się oszukać swój los? A może każda próba zmiany przeznaczenia prowadzi prosto w jego sidła?

Przyznam, że to moje pierwsze spotkanie z twórczością Liane Moriarty, ale oglądałam kiedyś serial „Wielkie kłamstewka”, który powstał na podstawie jednej z jej książek i bardzo mi się podobał. Nie inaczej było z najnowszym tytułem - „Zaledwie moment”. Zaczęłam czytać i przepadłam. Choć książka liczy aż 650 stron, czytało się ją błyskawicznie. Krótkie rozdziały, wartka akcja, miękki i lekki styl autorki, a może nawet małe gawędziarstwo, sprawiły, że spędziłam z nią naprawdę przyjemne chwile i nie mogłam się oderwać. W ciągu dnia ciągle wracałam do niej myślami, a kiedy miałam usiąść do czytania tylko na chwilę, przepadałam na kilka rozdziałów i wielkim oporem odrywałam się od lektury. Lubię takie opowieści - wciągające w swoją rzeczywistość, utrzymujące świetne tempo i angażujące w taki przyjemny sposób. 

Całą historię poznajemy z perspektywy kilku postaci: pasażerów lotu, stewardessy i wyjątkowo tajemniczej narratorki - sprawczyni tego całego zamieszania, czyli kobiety, która przewidywała czas i przyczynę śmierci podczas tego pamiętnego lotu. I muszę wspomnieć, że to właśnie ona - Pani Śmierć - była tu najciekawszą bohaterką, to właśnie jej losy - przeszłość, teraźniejszość, najbardziej mnie ciekawiły, rozdziały z jej perspektywy czytałam z największym zaangażowaniem. Moriarty świetnie skroiła tę postać. „Zaledwie moment” oferuje nam jednak bardzo bogaty wachlarz portretów, różne spojrzenia i reakcje na to samo wydarzenie. Wspaniale obserwowało się jak przepowiednie działają na pasażerów, jak wpływają, lub nie, na ich życie. Od początku do końca wyczuwa się tu napięcie przemieszane z lekkim strachem o ich los. Wszystko to okraszone jest małą dawką dobrego humoru, tak dobrze pasującą do tej opowieści. Już sam pomysł mnie zauroczył, a wykonanie przerosło moje oczekiwania. Jeśli wszystkie pozostałe książki Liane Moriarty takie są, to zostanę wielką fanką - koniecznie muszę to sprawdzić!

„Zaledwie moment” to historia z przesłaniem, zostawiającą czytelnika z refleksjami nad własnym życiem, do tego bardzo mądrze napisana, trafiająca słowami dokładnie tam, gdzie powinna trafić. Lubię takie książki, które dają mi od siebie coś więcej niż dobrą rozrywkę i zostawiają po sobie ślad. Bardzo polecam -  bawiłam się przy niej wspaniale! 


Liane Moriarty, Zaledwie moment, tłumaczenie: Dominika Kardaś, Wydawnictwo Znak Literanova 2025

Książkę czytałam we współpracy z Wydawnictem Znak Literanova.
Czytaj »
12
Podziel się!
Tags:
książki, obyczajowe
Nowsze posty
Starsze posty

4/26/2025

„Ostatni telefon” - Lee Su-Yeon


Po śmierci ojca Ji-an odkrywa niezwykłą moc zapomnianej budki telefonicznej – miejsca, w którym wciąż rozbrzmiewają ostatnie myśli zmarłych. Teraz zabiera tam swoich pacjentów, by pomóc im zmierzyć się ze stratą i odnaleźć odpowiedzi na pytania, które pozostawiło po sobie samobójstwo bliskiej osoby. Jako założycielka Centrum Autopsji Psychologicznej, Ji-an wspiera tych, którzy szukają zrozumienia i ukojenia w procesie żałoby. 

„Ostatni telefon” to niezwykle empatycznie i przyjemnie napisana powieść, poruszająca trudny motyw, jakim jest samobójstwo. Powieść ważna i potrzebna, niosąca zupełnie inne spojrzenie na śmierć samobójczą niż wszystko, co do tej pory na ten temat czytałam. Jest pokrzepiająca, bardzo poruszająca i pomimo trudnej tematyki, ma w sobie dużo ciepła. Poznajemy tu sześć historii osób, które utraciły bliskie osoby i pogrążone w żalu i żałobie, próbują poradzić sobie z ich śmiercią. Mimo lekkiego pióra autorki i ciepłego tonu narracji, nie jest to łatwa lektura. Może dotykać wiele wrażliwych miejsc, wzbudzać trudne emocje i miejcie to proszę na uwadze, sięgając po ten tytuł.

Główna bohaterka - Ji-an - jest osobą wykazującą się ogromną empatią i wyrozumiałością. Wniosła w tę opowieść morze spokoju, a dzięki niej nie tylko inni bohaterowie tej powieści, ale też ja poczułam ukojenie i przeszłam przez nią łagodniej, z większym zrozumieniem dla emocji i decyzji pozostałych postaci. Lubię takie charaktery i z ogromnym zaciekawieniem śledziłam pracę Ji-an oraz innych pracowników Centrum Autopsji Psychologicznej. Mamy tu sporo różnych postaci, a każda z nich wzbudza inne odczucia, przez co powieść nabiera głębi, przedstawia różnorodność spojrzeń.

Dużo tu ładnych zdań o żałobie i o śmierci, o potrzebie zrozumienia czym kierowały się osoby popełniające samobójstwo. Dużo smutku i żalu, ale też pociechy i nadziei. Książka niesie ze sobą spory ładunek emocjonalny, pobudza do przemyśleń i zachęca do większej uważności w codziennym życiu. W niecałych trzystu pięćdziesięciu stronach Lee Su-Yeon zamknęła historię życia i śmierci, okraszoną realizmem magicznym, ciekawą paletą bohaterów i trudnych wyborów. Przedstawia kilka perspektyw, pokazując, że samobójstwo to nie tylko sam czyn, ale też wszystko co przed i po. I robi to z niezwykłą delikatnością, czułością i wrażliwością. Cieszę się, że sięgnęłam po „Ostatni telefon” i jestem przekonana, że książka jeszcze na długo zostanie w mojej pamięci.

Lee Su-Yeon, Ostatni telefon, tłumaczenie: Dominika Chybowska-Jang, Wydawnictwo Albatros 2025

Książkę czytałam we współpracy z Wydawnictem Albatros.
Czytaj »
12
Podziel się!
Tags:
literatura piękna
Nowsze posty
Starsze posty

4/22/2025

„Rodzeństwo” - Moa Herngren

Andrea, Urlika, Rasmus. Trójka rodzeństwa wychowującego się w tym samym domu, przez tych samych rodziców, jednak wychodząca z niego z zupełnie różnymi wspomnieniami. Po śmierci ojca rodzeństwo musi skonfrontować się z własnymi emocjami, a także z relacją, która ich łączy zarówno z sobą nawzajem, jak i z matką.

„Rodzeństwo” to ciekawie poprowadzona powieść, na pierwszy rzut oka przedstawiająca zwykłe sceny z życia rodzinnego. Jednak po zagłębieniu się w tę historię, w przeżycia i uczucia bohaterów, kreśli się przed czytelnikiem zupełnie inny obraz - pełen sprzecznych wspomnień i różnych perspektyw, udowadniając, że życie zawsze ma więcej niż jedną perspektywę. Fabuła kroczy bardzo spokojnie, ale przy takich książkach nie oczekuje się pędzącej i pełnej zwrotów akcji. To jedna z tych lektur, które rozbiera się na części pierwsze, śledzi krok po kroku co, jak i dlaczego ukształtowało charakter bohaterów. Poznajemy tu trzy spojrzenia, a każdy z trójki rodzeństwa ma do opowiedzenia własną historię, wnosząc w tę opowieść inne doświadczenia. Ciężko tu kibicować komukolwiek, a im lepiej poznajemy bohaterów, tym trudniej oceniać ich wybory i zachowania. 

Moa Herngren pisze świetnie, a ja bardzo lubię twórczość skandynawskich autorów, dlatego koniecznie muszę nadrobić jej dwie poprzednie książki. Z wielką wrażliwością i wyczuciem pisze o codzienności i rodzinnych relacjach, które bywają wątłe i kruche, pokazując, że czasami niewiele trzeba, aby rozpadły się na dobre. Poruszając wiele wątków, pisarka zabiera nas prosto w sam środek zawiłych więzi, napięć, wzajemnych żalów, oskarżeń, ale także usilnej próby sklejania resztek tego, co zostało. „Rodzeństwo” stawia przed czytelnikiem wiele pytań, zostawia z refleksjami na temat własnych więzi rodzinnych. Pokazuje, że choć dorastamy, wydawało by się, w takim samym środowisku i przez tych samych rodziców, często wkraczamy w świat niosąc zupełne inne doświadczenia, niż nasze rodzeństwo. Że to, czego doświadczamy w dzieciństwie kroczy z nami przez całe życie, będąc zarówno cieniem, jak i światłem na naszej drodze.

Seria „Sceny z życia rodzinnego” składa się na ten moment z trzech tomów: „Rozwód”, „Teściowa” i najnowszego z nich - „Rodzeństwo”. Każdy z tych tytułów możecie czytać niezależnie, bo opowiadają o zupełnie innych bohaterach. Czuję się mocno zaciekawiona twórczością autorki i na pewno nadrobię zaległości, a Was zachęcam do lektury tej książki, jeśli tylko lubicie zagłębiać się w tematykę rodzinnych relacji. 

Moa Herngren, Rodzeństwo, tłumaczenie: Wojciech Łygaś, Wydawnictwo Albatros 2025

Książkę czytałam we współpracy z Wydawnictem Albatros.
Czytaj »
5
Podziel się!
Tags:
literatura piękna
Nowsze posty
Starsze posty

4/08/2025

Góry śpiewają - Nguyen Phan Que Mai

Wietnam, rok 1972. Na Hanoi spadają amerykańskie bomby. Rozłączone rodziny z nadzieją oczekują powrotu bliskich do domu. Kiedy Dieu Lan wraz z wnuczką Hương ukrywają się przed bombardowaniem w okolicznej wiosce, babcia opowiada wnuczce przejmującą historię swojego życia.

Pięknie napisana powieść, z wrażliwością oddająca trudne wydarzenia, przedstawiając czytelnikowi część historii Wietnamu. Choć tematyka wojny i losów ludzkich w trakcie jej trwania nigdy nie jest łatwa, a niektóre sceny są naprawdę bolesne, to nad całą powieścią unosi się... taka babcina, magiczna i opiekuńcza mgiełka, wyraźna szczególnie w rozdziałach, w których babcia opowiada wnuczce swoją historię. Autorka stworzyła niesamowitą powieść, pełną różnych emocji - od szczęśliwych chwil pełnych wzruszeń aż po trudne doświadczenia, przynoszące smutek i rozpacz. Opisane wydarzenia poznajemy z dwóch perspektyw, na dwóch liniach czasowych. Pierwsza to opowieść wnuczki, przenosząca nas od roku 1972 do 1980. Drugą perspektywą jest opowieść babci, zabierająca nas w podróż od roku 1930 do 1965. Ale znajdziemy tu także kilka rozdziałów z niedalekiej przeszłości. Z ogromnym zaangażowaniem trochę słuchałam audiobooka, a trochę czytałam w wersji papierowej, nie mogąc ani na chwilę oderwać się od lektury. Przeczytałam ją w jeden dzień, a to ponad 450 stronnicowa książka. Nie żałuję ani chwili spędzonej z tym tytułem.
Nabrałam przekonania, że gdyby ludzie więcej o sobie czytali i ujrzeli światło innych kultur, na świecie nie byłoby wojen.
To opowieść o Wietnamczykach, których los okrutnie doświadczył. Choć bohaterowie są fikcyjni, a opisane wydarzenia są wyłącznie wytworem wyobraźni autorki, to jest to powieść osadzona w ramach prawdziwych historycznych wydarzeń. I właśnie dlatego jej odbiór jest tak bardzo autentyczny. Przez całą historię przewija się duża ilość bohaterów, a każdy z nich niesie na swoich barkach bolesną, ciążącą mu przeszłość. Los nie oszczędzał nikogo, bo wojna rządzi się swoimi prawami. Jest okrutna i niesie za sobą śmierć i zniszczenie. W tej powieści wojna ma wiele twarzy i na długie lata wpisała się w oblicza bohaterów, czyniąc ich tymi, kim są. Mocno zżyłam się szczególnie z głównymi bohaterkami, ale także postacie poboczne zapiszą się w mojej pamięci na długi czas. To zdecydowanie jedna z tych książek, które czyta się wszystkimi zmysłami, a jej część zostaje w czytelniku na zawsze. 

„Góry śpiewają” jest historią o odwadze, trudnych decyzjach, woli życia, bolesnych ranach, traumatycznych doświadczeniach i o oczekiwaniu - na lepsze czasy, na powrót bliskich. Opowiada o silnych kobietach, losach rodzin dotkniętych wojną, o pierwszych miłościach, poświęceniach dla rodziny. Wietnam nie był nigdy na mojej podróżniczej liście miejsc, które chciałabym odwiedzić, ale po lekturze tej książki mam ochotę się tam wybrać, spróbować zupy Phở i obejrzeć miejsca będące tłem wydarzeń snutych przez Nguyễn Phan Quế Mai. Czytanie tej powieści było wyjątkową podróżą i ogromną zachętą, aby lepiej poznać tę stronę świata. Czytajcie!

Nguyễn Phan Quế Mai, Góry śpiewają, tłumaczenie: Izabela Matuszewska, Wydawnictwo Albatros 2025
Książkę czytałam we współpracy z Wydawnictem Albatros.
Czytaj »
10
Podziel się!
Tags:
książki, literatura piękna
Nowsze posty
Starsze posty

3/26/2025

Błędne łąki - Jarosław Szczyżowski

Zbliża się rocznica zaginięcia dwójki studentów etnologii w Górach Izerskich. Aleks Lipski, wrocławski dziennikarz, przybywa na miejsce, aby napisać artykuł i przeprowadzić własne śledztwo w sprawie, której nie udało się rozwiązać policji. Na miejscu odnajduje jednak więcej pytań niż odpowiedzi, a tajemnicze zaginięcie to zagadka znacznie bardziej skomplikowana, niż początkowo przypuszczał - pełna niedopowiedzeń, górskich tajemnic, opowieści i legend sprzed lat, które nie tylko fascynują, ale też napawają lękiem.

Kryminał osadzony w górach, z nutą tajemnicy, lokalnych wierzeń i legend - długo nie musiałam się zastanawiać nad chęcią przeczytania tego tytułu. I nie żałuję, bo czytanie „Błędnych łąk” było niesamowicie ciekawą przygodą. Już pierwsze strony przyprawiły mnie o gęsią skórkę, a im dalej w las, tym szybciej odczuwany przeze mnie niepokój narastał. Dzieje się tu sporo, a rzeczywistość przenika się z fikcją. Akcja powieści płynie żwawo, rozdziały są angażujące, rozmowy bohaterów bardzo ciekawe, a stworzona przez autora historia frapująca. Przez całą opowieść, niczym leśna mgła, snuje się tajemnica i górski klimat, na które ciężko pozostać obojętnym. Zło czai się w lesie, pobudza wszystkie zmysły i doprowadza nie tylko bohaterów, ale też czytelnika, na skraj szaleństwa.

Las jest zły. Las potrafi nami zawładnąć. Strzeżcie się tych, którzy ani z krwi, ani z kości ludzkiej nie są zbudowani.

Bardzo polubiłam głównych bohaterów i z przyjemnością odkrywałam razem z nimi sekrety kryjące się w opuszczonych miejscach, górskich legendach i dziełach profesora Peuckerta. Z zapartym tchem śledziłam ich losy, nastawiając ucha na informacje, które zbierają w swoim małym prywatnym śledztwie. Zarówno główne postacie, jak i te poboczne zachwyciły mnie swoimi portretami, a postać Esterki na pewno zostanie w mojej pamięci na długo. Choć na rozwiązanie tej zagadki wpadłam dość wcześnie, nie odebrało mi to frajdy z czytania, wręcz przeciwnie - od początku do końca czytałam tę powieść z ogromnym zaangażowaniem. Cały czas mając ochotę spakować plecak, rzucić wszystko i jechać... w Góry Izerskie, do Chatki Górzystów!

Jarosław Szczyżowski w nieco ponad trzystu stronach wykreował mroczną i gęstą historię, zapisującą się w umyśle na długo. Pisze lekko i obrazowo, przez co bardzo łatwo przenieść się w wyobraźni tam, gdzie autor chce nas zabrać i chłonąć tę opowieść ze zmysłami pracującymi na najwyższych obrotach. A przenosimy się nie byle gdzie, bo do górskiego schroniska otoczonego jesienno-zimową aurą oraz do mrocznych lasów i szlaków mistycznych Gór Izerskich, na które - gwarantuję - po lekturze tej książki już nigdy nie spojrzycie w ten sam sposób. To książka napisana przez miłośnika gór i czuć to na każdym kroku, dlatego jestem pewna, że pasjonaci górskich wycieczek doskonale odnajdą się w tej lekturze. Ja odnalazłam się bardzo dobrze i zdecydowanie mam apetyt na więcej twórczości autora. Cieszę się więc, że przede mną jeszcze „Obserwatorium” i po cichu liczę na równie fascynującą lekturę.

Jarosław Szczyżowski, Błędne łąki, Wydawnictwo Znak Literanova 2025

Książkę czytałam we współpracy z Wydawnictem Znak Literanova.

Czytaj »
10
Podziel się!
Tags:
kryminał, polskie, thriller
Nowsze posty
Starsze posty

3/21/2025

Słuchajcie jak kłamią - Amy Tintera

Po tragicznych wydarzeniach w małym teksańskim miasteczku, Lucy wyjechała do Los Angeles, gdzie próbowała zacząć od nowa i odciąć się od oskarżeń o zamordowanie swojej najlepszej przyjaciółki. W nowym miejscu nikt jej nie zna, nikt nie wie, o co ją oskarżano… do czasu, gdy w jej życiu pojawia się Ben Owens - podkaster, który próbuje rozwiązać sprawę zabójstwa Savvy. Lucy wraca do rodzinnego miasteczka, gdzie przyjdzie jej skonfrontować się z przeszłością i mrocznymi wydarzeniami, których nie pamięta. A może tylko udaje, że nie pamięta?

Świetnie czytało mi się ten thriller! Jest apetyczny, wciągający już od pierwszych zdań i trzymający dobre tempo do samego końca. Dynamiczny, utrzymujący wartką akcję dzięki przemyślanym i krótkim rozdziałom. Dzieje się sporo, nie ma czasu na nudę, a przy tym jest zaskakująco lekko, a nawet wesoło, bo autorka obdarowała główną bohaterkę naprawdę dobrym poczuciem humoru. Ciężko było mi się od niej oderwać, chciałam jak najszybciej poznać rozwiązanie zagadki, która okazała się nie taka prosta do rozwikłania. Podejrzanych miałam kilku, nie trafiłam z niczym, a to nie zdarza mi się często, więc tym bardziej doceniam fabułę stworzoną przez autorkę.

Bohaterów jest sporo, bo mamy tu całą społeczność małego miasteczka, dawnych przyjaciół Lucy oraz jej rodzinę. Główna bohaterka została skrojona bardzo dobrze, a ja z przyjemnością poznawałam tę historię jej oczami. Podobała mi się relacja wnuczki z babcią i sama postać babci, wykreowana wspaniale. Motyw podcastu w książce bardzo do mnie trafił, dodawał smaczku tej opowieści, tworzył niesamowitą atmosferę i przyznam, że z niecierpliwością oczekiwałam każdego nowego odcinka! Dialogi są błyskotliwe i angażujące, tempo naprawdę szybkie, ale to wielki plus. Książka jest nafaszerowana małymi i dużymi dramatami, plotkami, zdradami, nie pozostawiając czasu na wytchnienie.

Ciężko uwierzyć, że to debiut autorki w tym gatunku (wcześniej pisała książki dla nastolatków) i zdecydowanie mam ochotę na więcej, bo „Słuchajcie jak kłamią” to kawał dobrego thrillera, który zaskakuje, ma w sobie jakąś świeżość i został poprowadzony w świetny sposób. Nawet narracja pierwszoosobowa, za którą ostatnio nie przepadam, nie była tu dla mnie problemem. Podchodziłam do niej dość ostrożnie, bo często prężnie promowane tytuły ostatecznie do mnie nie trafiają, gdy poprzeczkę postawię im zbyt wysoko. A tutaj pozytywne zaskoczenie. 

Bardzo polecam, bawiłam się przy niej zaskakująco dobrze!


Amy Tintera, Słuchajcie jak kłamią, tłumaczenie: Magdalena Słysz, Wydawnictwo Albatros 2025

Książkę czytałam we współpracy z Wydawnictem Albatros.

Czytaj »
17
Podziel się!
Tags:
kryminał, thriller, ulubione
Nowsze posty
Starsze posty

3/19/2025

Cykl: Miasto Niedźwiedzia (1# Miasto niedźwiedzia, 2# My przeciwko wam) - Fredrik Backman

Miasto niedźwiedzia, czyli szwedzkie Björnstad - to właśnie tu dzieje się niemal wszystko i to właśnie o nim jest ta opowieść. O małym miasteczku w głębi lasu i jego mieszkańcach. O hokeju, rywalizacji, marzeniach, dojrzewaniu, traumach, miłości i przyjaźni. O poszukiwaniu siebie, utraconej nadziei. O małej społeczności, którą wstrząsa jedno wydarzenie, pochłaniając i niszcząc po drodze wszystko, co było do tej pory ważne dla mieszkańców.

Nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że po raz kolejny pokochałam historię stworzoną przez tego autora. Sporo tu sportu, a dokładniej mówiąc - hokeja. I na początku wydawało mi się, że nie polubię jej tak bardzo jak innych opowieści autora, bo zaczęła się naprawdę niewinnie. Długie sportowe wprowadzenie, które jak się okazuje, było po coś. A później robiło się coraz ciekawiej, ciekawiej i ciekawiej. Pierwszy tom był dobry, ale to drugi wycisnął ze mnie łzy. Nigdy nie oglądałam żadnego meczu hokeja, ale po dwóch tomach tego cyklu zdecydowanie mam na to ochotę.

Uwielbiam wnikliwość, z jaką Backman opisuje ludzi, jak trafnie ubiera w słowa ich myśli, uczucia i przeżycia. Co chwilę mam ochotę na zaznaczanie przeróżnych fragmentów, a że miałam egzemplarze z biblioteki, to robiłam zdjęcia, żeby zostały ze mną na dłużej. Nikt tak jak Backman nie tworzy bohaterów, z którymi bardzo łatwo się zaprzyjaźnić. Wzbudzają sympatię, są żywi, barwni. A później robi im takie rzeczy, przez które cierpimy i cieszymy się razem z nimi, przeżywamy dokładnie to co oni, patrząc z boku, a jednocześnie jakby biorąc w tym czynny udział. Autor doskonale wie jak chwycić za serce, jak sprawić, by zostało złamane. Raz, drugi, trzeci. I nawet kiedy tworzy „chuliganów”, robi to tak, że nie sposób ich tak po prostu nie lubić. Zawsze jest jakieś „ale”.
Wszyscy dorośli mają takie dni, kiedy czują, że to już koniec. Kiedy nie wiedzą już, o co tak cały czas usilnie walczą, kiedy rzeczywistość i codzienność przytłacza i nie wiadomo, jak długo da się jeszcze radę. Fantastyczne jest to, że wszyscy mogą przetrwać bez załamywania się dłużej, niż im się wydaje. Przerażające, że nigdy nie wiadomo, jak długo.
„Miasto niedźwiedzia” to pierwszy tom - wprowadzenie do cyklu. Rozkręca się dość długo, ale naprawdę warto poczekać na to, co później. A już w „My przeciwko Wam” dzieje się dużo więcej, jest jeszcze ciekawiej. Obie książki czyta się w sporym napięciu, oczekując tego, co wydaje się nieuniknione. Ciężko odłożyć je na bok, a jeśli już musiałam, to i tak nieustannie myślałam o bohaterach, martwiłam się o nich, jakby byli moimi bliskimi. W obu tych tytułach, jak i w innych powieściach autora, wszystkiego jest dużo: mnogość wątków, postaci, wydarzeń, a jednak dość łatwo się w tym wszystkim połapać. Obie pozycje snują przed czytelnikiem niesamowity klimat małego miasteczka pomieszany z dzikością i sportem. A jednocześnie jest tu też trochę humoru, za który tak bardzo lubię pisarza.

Przede mną trzecia część cyklu - „Zwycięzcy” i już nie mogę się doczekać lektury, a obiecujecie, że trzeci tom zniszczy mnie emocjonalnie. Więc idę w to! Bo co jak co, ale książkom Fredrika Backmana pozwalam robić ze sobą takie rzeczy.


Czytaj »
7
Podziel się!
Tags:
literatura piękna
Nowsze posty
Starsze posty

3/03/2025

Nieznajoma z portretu - Camille de Peretti

Rok 1910 - Gustav Klimt maluje portret pięknej młodej kobiety. Obraz zostaje wystawiony w galerii, z której wykupuje go nieznajomy, a następnie w 1917 roku portret z nieznanych nikomu powodów zostaje przemalowany przez autora (rok przed jego śmiercią). W 1925 roku włoska galeria wykupiła obraz Klimta, a w 1997 roku, tuż po odkryciu, że obraz został przemalowany, ktoś kradnie obraz. To jednak nie koniec tej historii, bo dwadzieścia lat później dzieło zostaje w tajemniczy sposób podrzucone do galerii. Co kryje się za historią obrazu? Dlaczego został przemalowany? Kim był nieznajomy, który kupił, a później odsprzedał obraz? I wreszcie - kto ukradł, a kto podrzucił obraz do galerii? 

Właśnie te prawdziwe wydarzenia stają się tłem do fikcyjnej relacji, w której Camille de Peretti przedstawia swoją własną wersję zagadkowych wydarzeń, próbując odpowiedzieć na pojawiające się pytania. I muszę przyznać, że gdybym nie wiedziała, że pełna historia portretu nie jest znana, z łatwością uwierzyłabym w wersję przedstawioną przez autorkę. A ta pisze barwnie, pięknie i bardzo plastycznie, pobudzając wyobraźnię czytelnika do granic możliwości. Akcja powieści rozgrywa się miedzy innymi w Nowym Jorku i Wiedniu, a przeszłość miesza się tutaj z teraźniejszością. Bardzo lubię powieści osadzone w przeszłości i z ogromnym zaangażowaniem przewracałam kolejne strony, chcąc jak najszybciej poznać wizję autorki, ale też rozkoszowałam się jej pięknym stylem i niesamowicie frapującą opowieścią.

Był pełen strachu, który od lat ściskał mu trzewia, ale każdy strach niesie w sobie nadzieję, że kiedyś zniknie.

Francuska autorka stworzyła ciekawą paletę charakterów zamieszanych w sprawę obrazu, a my poznajemy ich bardzo dobrze, wnikając w przeszłość rzucającą cień na ich życiorysy. Mamy tu romanse i rodzinne tajemnice wymuszone przez konwenanse. Pisarka splata ze sobą losy wielu postaci, krążąc wokół słynnego obrazu, tworząc przy tym enigmatyczną atmosferę pełną emocji. A my wraz z bohaterami odwiedzamy muzea i galerie sztuki, kroczymy ulicami Nowego Jorku i Wiednia na przestrzeni lat i epok. Widzimy ich w wielu obliczach - od biedy i ciężkiej pracy, aż po sukces, przeżywając razem z nimi towarzyszące temu uczucia. Sam obraz jest tylko tłem tej opowieści, jednak bardzo znaczącym.

Camille de Peretti ma na swoim koncie już wiele powieści, ale „Nieznajoma z portretu” to jedna z nowszych i pierwsza wydana w Polsce. Z chęcią sięgnę po inne książki autorki, dlatego mam cichą nadzieję, że niebawem pojawią się kolejne. Mam nadzieję, że skusicie się na ten tytuł i dobrowolnie oddacie się w ręce autorki, która zabierze Was w zagadkową i emocjonującą podróż z sztuką w tle. Książka jest częścią serii butikowej Wydawnictwa Albatros - w przepięknym pozłacanym wydaniu z obwolutą.

Camille de Peretti, Nieznajoma z portretu, tłumaczenie: Joanna Prądzyńska, Wydawnictwo Albatros 2025

Post powstał we współpracy z Wydawnictwem Albatros.

Czytaj »
21
Podziel się!
Tags:
książki, literatura piękna, sztuka
Nowsze posty
Starsze posty

3/02/2025

Debit - C.J. Tudor

Hannah budzi się tuż po wypadku autokaru podczas burzy śnieżnej, wśród krwi, martwych ciał, hałasu i potłuczonego szkła. Meg natomiast w zatrzymanej kolejce linowej wiszącej nad przepaścią. Jest jeszcze Carter, który wraz z innymi osobami znajduje się w Azylu, gdzie chwilowe problemy z generatorem prądu, w każdej chwili mogą przerodzić się w poważne zagrożenie. Trwa epidemia, ludzie zarażają się nawzajem i umierają, a tych, którzy nie umarli, niekoniecznie można nazwać szczęściarzami. Tak zaczyna się nierówna walka z czasem, żywiołem i... ludzką naturą. 

Nie spodziewałam się, że thriller postapokaliptyczny może mi się tak bardzo spodobać, a tu proszę bardzo - C.J. Tudor zachwyciła mnie swoją najnowszą powieścią osadzoną właśnie w takim klimacie. Piszę ten tekst godzinę po tym, jak przewróciłam ostatnią kartkę, a wciąż nie mogę otrząsnąć się z emocji, które książka po sobie zostawiła. Jest dynamicznie, wartko, klimatycznie i angażująco. Akcja toczy się trzema torami - poznajemy wydarzenia z perspektywy trzech osób i każda z tych relacji jest niesamowicie wciągająca. Do tego stopnia, że po każdym z rozdziałów miałam ochotę podzielić książkę na trzy części, żeby jak najszybciej poznać dalsze losy bohaterów, choć ostatecznie chyba nie umiałabym wybrać, która perspektywa była najciekawsza. Kanadyjski autor Linwood Barclay napisał o tej książce tak: „Najbardziej szalony thriller roku. To trzy thrillery w jednym. Zapnijcie pasy.” i uważam, że nie można określić tej książki lepiej. To prawdziwy rollercoaster!

Ziemia jest pełna martwych dobrych ludzi.

Rozdziały są dość krótkie, dzięki czemu akcja szybko mknie do przodu, a każdy kończy się takim zwrotem akcji, że nie sposób odłożyć książkę na bok bez poczucia niedosytu. „Debit” to thriller postapokaliptystyczny, który połyka się jednym tchem. Nieco ponad czterysta stron świetnej rozrywki (jeśli czytanie thrillerów to dla Was rozrywka, bo dla mnie tak!) z stale towarzyszącym uczuciem niepokoju. Główni bohaterowie są nieoczywiści, zagadkowi i pełni tajemnic. Polubiłam ich i kibicowałam im przez cały czas, choć czasami podejmowali decyzje sprzeczne z moim poglądem na świat. Ale w końcu to klimat postapo, a w obliczu zagrożenia ludzie są zdolni do naginania własnych zasad. Zakończenie było dla mnie totalnie nie do przewidzenia, przynajmniej w większości aspektów niemal do końca nie wiedziałam czego się spodziewać, a to naprawdę rzadkość, bo zwykle przewiduję zakończenia bardzo sprawnie.

Jeśli macie ochotę na gęsty i dynamiczny thriller i nie przeszkadza Wam postapokaliptystyczny klimat, to zdecydowanie warto sięgnąć po ten tytuł! A nawet jeśli obawiacie się tego aspektu, to warto spróbować, bo ja również nie byłam przekonana, że to coś dla mnie, a jestem zachwycona! Jeśli oglądaliście lub może graliście w „The Last Of Us” i polubiliście ten klimat, to może spodobać Wam się ta propozycja. Ja uwielbiam i serial i gry, a „Debit” dał mi skromną namiastkę tego uniwersum. 

C.J. Tudor, Debit, tłumaczenie: Tomasz Wyżyński, Wydawnictwo Czarna Owca 2024

Porównywarka cen zawiera linki afiliacyjne.
Czytaj »
7
Podziel się!
Tags:
książki, postapokaliptyczne, thriller
Nowsze posty
Starsze posty

2/25/2025

Pozdrawiam i przepraszam - Fredrik Backman

Elsa ma siedem lat i różni się od swoich rówieśników, jest bardzo dojrzała jak na swój wiek. Jej babcia ma siedemdziesiąt siedem lat i zdecydowanie nie jest typową babcią. W szkole Elsa nie ma przyjaciół, a jej jedyną przyjaciółką jest właśnie babcia, która opowiada Elsie niesamowite historie z Kraju-Między-Snem-A-Jawą. Kiedy babcia umiera, zostawia dziewczynce listy do osób, którym wyrządziła krzywdę, zabierając ją tym samym w niesamowitą podróż, pełną nieoczekiwanych przygód i nietypowych znajomości.

Zanim przeczytałam „Pozdrawiam i przepraszam” istniały tylko dwie książki, które wycisnęły ze mnie łzy na dużą skalę. Po przeczytaniu „Pozdrawiam i przepraszam” na tej liście są już trzy książki. W tym dwie napisane właśnie przez Fredrika Backmana. Niewiele mi trzeba podczas oglądania filmów, aby mnie porządnie wzruszyć. Ale w książkach... to już inna bajka. Książki, nawet te bardzo wzruszające, rzadko sprawiają, że płaczę. Jendak Backman pisze tak, że łzy same cisną się do oczu. Mówię Wam.
Najpotężniejszą mocą śmierci nie jest to, że sprawia że ludzie umierają, lecz to, że ludzie którzy zostają opuszczeni, nie chcą już żyć.
To jedna z tych książek, przy których człowiek naprzemiennie wzrusza się i śmieje. Chwyta za serce już od samego początku i nie chce puścić aż do końca. A potem zostaje w nim na długo, jeśli nie na zawsze. Lubimy takie książki, prawda? Takie, po których zostaje w sercu ślad, ważne i potrzebne, tłumaczące istotę życia i śmierci. Backman z ogromną wnikliwością prezentuje portrety ludzi mieszkających w jednym budynku i robi to oczami siedmiolatki i jej babci. Tworzy wiele niesamowitych charakterów, a postacie pojawiające się w tej powieści zawsze są po coś. Nikt tu nie jest zwyczajny, a jednocześnie każdy jest tak po prostu ludzki. Jego bohaterowie są wielowymiarowi, a dialogi zawsze przekazują jakąś prawdę o świecie, nawet tę najbardziej banalną, zmuszając do refleksji nad własnym życiem.

Z „Pozdrawiam i przepraszam” sączy się humor, smutek, tęsknota i ciepło. Jest jak kojący balsam dla duszy, oczywiście chwilę po tym jak łamie czytelnikowi serce. To wyjątkowa historia opowiadająca o radzeniu sobie z trudnościami, jakie stawia przed nami życie. O przeżywaniu żałoby nie tylko po śmierci, ale też przeszłości, z którą czasami tak ciężko się pogodzić. A także o tym, że śmierć nie zawsze oznacza koniec, a może być początkiem. I jeszcze o tym, że to normalne być innym, że warto być sobą i żyć tak, jakby nikt nie patrzył.

Przeczytałam dopiero trzy książki Fredrika Backmana, a już dwie złamały mi serce. Co więc teraz robię? Czytam kolejną i zamierzam przeczytać wszystkie, które napisał. Dobrowolnie oddam się w jego ręce i pozwolę mu złamać swoje serce raz za razem, bo pisze książki, które warto czytać. I dla których warto się poświęcić.

Fredrik Backman, Pozdrawiam i przepraszam, tłumaczenie: Magdalena Greczichen, Wydawnictwo Sonia Draga 2017
Czytaj »
13
Podziel się!
Tags:
książki, literatura piękna, ulubione
Nowsze posty
Starsze posty

2/21/2025

Wrzenie - Izabela Janiszewska

książka Wrzenie Izabeli Janiszewskiej
Larysa Luboń próbuje pogodzić się ze stratą bliskiej osoby. Porzuciła dziennikarstwo i teraz pracuje nocą jako taksówkarka. Pewnego wieczoru do jej auta wsiada tajemniczy nieznajomy i wciąga dziewczynę w niebezpieczną grę, zmuszając Larysę do powrotu do świata, z którego tak bardzo próbowała uciec. Równolegle komisarz Leon Mruk prowadzi śledztwo w sprawie okrutnych zbrodni na kobietach. Na celowniku ma już podejrzanego, musi jednak udowodnić mu winę, a to znacznie trudniejsze niż mogłoby się wydawać, gdyż podejrzany to szczególnie bystry manipulator, który dodatkowo działa policjantowi na nerwy.

Cóż to była za emocjonalna przygoda! Czytałam wszystkie książki Izabeli Janiszewskiej, więc nie powinno mnie to szczególnie dziwić, a jednak za każdym razem autorka potrafi mnie pozytywnie zaskoczyć. Dzieje się dużo - mamy tu prywatne śledztwo Larysy, śledztwo komisarza Mruka i dodatkowo brat Larysy prowadzi własne poszukiwania, a każdy z tych wątków jest niesamowicie ciekawy i angażujący. Akcja pędzi do przodu nie zwalniając nawet na chwilę, a głos Filipa Kosiora czytającego audiobooka dopełnił tę historię. Bo dla mnie wszystkie książki Janiszewskiej mają głos właśnie tego lektora, a to połączenie tworzy spójną całość.

Cudza dusza to ciem­ny las. Nigdy nie po­znasz, co w dru­gim sie­dzi. Może nie każdy, kto robi zło, jest zły.

Choć mamy tu postaci znane już z trzytomowego cyklu oraz z „Nocy kłamstw”, to można czytać „Wrzenie” nie znając poprzednich książek. Zachęcam jednak przeczytać również cykl („Wrzask”, „Histeria” i „Amok”), gdyż dzięki temu lepiej poznajemy główną bohaterkę i nieco łatwiej będzie zrozumieć niektóre jej mało racjonalne decyzje. Bohaterowie najnowszej książki są skrojeni tak, jak lubię. Są żywi, prawdziwi, obarczeni niełatwą przeszłością, a wraz z rozwojem akcji poznajemy ich nieco bardziej. Różnią się między sobą, są wyraziści i łatwo ich polubić. Jak zwykle przywiązałam się do nich i z nutą nostalgii kończę każdą z książek autorki, mając apetyt na więcej i więcej. Postać psychoterapeuty nie zniknie z mojej głowy przez długi czas i jest żywym (no prawie) dowodem na to, jak świetnie Izabela Janiszewska kreuje swoich bohaterów. Łącząc ich z fabułą tak, że ciężko odłożyć książkę, nim dotrze się do ostatniego zdania. Nie brakuje tu też dobrego humoru i ciętych ripost. Jak na dobry kryminał przystało.

Zakończenie wgniotło mnie w podłogę i choć szybkie i niespodziewane, to wciąż spójne z fabułą. Pisarka potrafi wprowadzić czytelnika w maliny i zrobiła to bardzo dobrze po raz kolejny. Jestem zachwycona tą historią i już nie mogę doczekać się kolejnej książki spod jej pióra. Mam nadzieję, że nie będę musiała czekać zbyt długo!


Izabela Janiszewska, Wrzenie, Czwarta strona 2025

Porównywarka cen zawiera linki afiliacyjne.
Czytaj »
9
Podziel się!
Tags:
kryminał, książki
Nowsze posty
Starsze posty

2/18/2025

Wielka magia. Odważ się żyć kreatywnie - Elizabeth Gilbert

Elizabeth Gilbert to amerykańska pisarka, autorka wielu książek - między innymi: „Botanika duszy”, „Miasto dziewcząt” oraz bestsellerowego tytułu „Jedz, módl się, kochaj”. Na jej książkę (poradnik) - „Wielką magię” - trafiłam przypadkiem w bibliotece, a słowa „Odważ się żyć kreatywnie” przemówiły do mnie tamtego dnia na tyle, że wróciłam z nią do domu. I jak teraz o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że to wcale nie był przypadek!

Jak już zaczęłam czytać, to nie mogłam się oderwać! Oczarowała mnie ta książka, bo choć wiele w niej prostych i oczywistych prawd i wskazówek, to jednak nie myślałam o tym na co dzień, a już na pewno ich nie stosowałam. Otworzyła kilka zamkniętych drzwi w mojej głowie, a jeden z rozdziałów dosłownie wzburzył we mnie lawinę, z której wykluł się bardzo ciekawy pomysł! Elizabeth Gilbert inspiruje to twórczego i kreatywnego życia, rozpracowuje blokady, które mogą się pojawiać w związku z tym i pokazuje jaką cenę płacimy, jeśli chcemy coś tworzyć, a nie tworzymy. Kiedy chcemy żyć kreatywnie, na swój własny sposób, a tego nie robimy. Ale pokazuje też co musimy znieść, jakie przeszkody pokonać, aby iść własną ścieżką i nie zbaczać z niej zbyt często.

Zafascynowała mnie jedna z historii opowiedzianych w książce, a mianowicie to jak Elizabeth Gilbert „przekazała” swój pomysł na książkę innej autorce - Ann Patchet. Pewnego dnia Gilbert wpadła na świetny pomysł na powieść i zaczęła go realizować, jednak z czasem entuzjazm osłabł, a inne obowiązki i projekty sprawiły, że porzuciła go. Kiedy chciała wrócić do niego po jakimś czasie, okazało się, że plik zniknął z jej komputera. Tego co było dalej, dowiecie się czytając książkę, ale przyznam, że miałam ciary na rękach i uwierzyłam w tytułową wielką magię.

Czy masz odwagę? Czy masz odwagę pokazać światu swoją pracę? Skarby ukryte w Twoim wnętrzu liczą, że powiesz TAK.

To jeden z tych tytułów, które zostają w głowie na długo po przeczytaniu. Składa się z krótkich rozdziałów, przez co pochłania się ją bardzo szybko. Dużo w niej o ciekawości do świata, przełamywaniu swoich wewnętrznych barier, trochę o strachu i odwadze do tworzenia sztuki i życia, o jakim się marzy. Być może od dawna myślicie o wydaniu własnej powieści albo chcecie odnaleźć w sobie iskrę kreatywności, która tli się w Was od dawna, a może przygasła na jakiś czas. Jeśli tak, to zdecydowanie pozycja dla Was. I niech nie zrazi Was jej banalność. Warto zadumać się przy niej na jakiś czas.

To moje pierwsze spotkanie z autorką, ale na pewno nie ostatnie. Po lekturze „Wielkiej magii” mam ochotę poznać jej powieści, a znając już częściowo proces ich powstawania zza kulis, jestem jeszcze bardziej ciekawa! I koniecznie muszę zaopatrzyć się we własny egzemplarz, bo chciałabym do niej jeszcze wracać.


Tytuł: „Wielka magia. Odważ się żyć kreatywnie”

Tytuł oryginału: Big Magic

Autorka: Elizabeth Gilbert

Tłumaczenie: Bożena Jóźwiak

Wydawnictwo: Rebis


Porównywarka cen zawiera linki afiliacyjne.
Czytaj »
5
Podziel się!
Tags:
książki, książki rozwojowe, pisarstwo
Nowsze posty
Starsze posty

2/14/2025

Normalni Ludzie - Sally Rooney

Marianne i Connell to nastolatkowie dorastający w dwóch zupełnie różnych domach, w jednym małym miasteczku. On to lubiany sportowiec, ona - dziwna dziewczyna z bogatego domu, która unika ludzi. Na co dzień mijają się bez słowa, w szkole udają, że nie są sobą zainteresowani, nie przyznają się znajomym do relacji, jaka rozwija się między nimi w ukryciu. I która zmienia się wraz z biegiem czasu, zmieniając także życie tej dwójki.

„Normalni ludzie” to książka, która z początku nie wydawała mi się niczym wyjątkowym, ot zwyczajna opowieść o młodych ludziach, którzy trochę pogubili się w życiu, a trochę nie radzą sobie z tym, co ich dotknęło. Ale im dłużej o niej myślę, tym bardziej dostrzegam jej złożoność. Jest w tej krótkiej historii coś, co zapada w pamięć, co zostaje gdzieś w zakamarkach umysłu i powraca jak bumerang.

Historia zaczyna się w momencie, kiedy dwójka nastolatków zbliża się do siebie. Każdy kolejny rozdział to przeskok o kilka miesięcy, gdzie zastajemy bohaterów w różnych życiowych sytuacjach, lepszych i gorszych momentach życia. Wkradamy się w ich życie dosłownie na chwilę, aby za moment już przenieść się w czasie o kolejne kilka miesięcy. Zastajemy ich z tym co już mają, nie znając wszystkich szczegółów. Podobała mi się ta ulotność, forma przekazu. Podoba mi się wnikliwość, z jaką Sally Rooney obserwuje i opowiada o problemach i relacjach międzyludzkich. To, jak operuje słowem. Uwielbiam dialogi, które tworzy, rozmowy między bohaterami są z jednej strony odważne, a z drugiej zaś brakuje im tej odwagi, by otwarcie mówić o tym, co naprawdę myślą i co czują.

Autorka zrzuca na barki Marianne i Connella przeżycia i doświadczenia, które mają ogromny wpływ na ich przyszłość, na całe życie. Kreuje przed czytelnikiem obraz tego, jak traumy i skrywane emocje ciążące czasami już od wczesnych lat życia wpływają na podejmowane decyzje i mogą prowadzić do autodestrukcji. Sposób w jaki pisarka przekazuje nam tę historię jest bardzo intymny i skoncentrowany na tej dwójce, jakby cały świat poza nimi nie miał większego znaczenia. Są tu pewne sceny, które poruszyły we mnie wiele wrażliwych strun, przez co czuję pewną więź z bohaterami, jednocześnie mając wrażenie, że nie znam ich zbyt dobrze. Czuję, że to jedna z tych książek, które zostaną ze mną na długo, które będą wracać i które będę analizować jeszcze przez długi czas. Cieszę się, że ją przeczytałam. I że przede mną jeszcze dwie książki autorki do odkrycia ❤️

Na podstawie „Normalnych ludzi” powstał serial, który chętnie obejrzę.

Porównywarka cen zawiera linki afiliacyjne.
Czytaj »
8
Podziel się!
Tags:
książki, literatura piękna
Nowsze posty
Starsze posty

2/13/2025

Skalne miasto Adršpach - walentynkowy wyjazd do Czech na jeden dzień

Wiem, że Walentynki dopiero jutro, ale oboje z mężem mamy to do siebie, że jak już mamy dla siebie prezent, rzadko potrafimy wytrzymać z wręczeniem go do tej konkretnej okazji. I tak oto w poprzedni piątek dostałam książkę „Schronisko, które przestało istnieć” Sławomira Gortycha oraz tajemniczą kopertę z biletami na wycieczkę do Skalnego miasta w Czechach, tuż przy granicy z Polską. Postanowiliśmy wybrać się tam już w niedzielę. Chcąc dotrzeć jak najwcześniej, obudziliśmy się o 4:20, a już o 5:00 byliśmy w samochodzie. Droga na miejsce zajęła nam niecałe trzy godziny. To bardzo popularna lokalizacja, spodziewaliśmy się więc większej ilości osób nawet zimą, jednak po przyjeździe na miejsce okazało się, że jesteśmy jedyni na parkingu. Mróz szczypał nas w policzki jak tylko opuściliśmy wnętrze rozgrzanego samochodu, a termometr wskazywał zawrotne -7 stopni. Po chwili dołączyło do nas jedno małżeństwo, a przez całą około trzygodzinną trasę minęliśmy się z innymi ludźmi maksymalnie trzy razy. Było więc idealnie, bo kiedy jestem w górach, nie lubię tłumów i unikam późnych godzin zwiedzania jak ognia.
Początek wędrówki był bardzo łatwy - kroczyliśmy szeroką, ale oblodzoną drogą, była jednak pokryta piaskiem i szło się bardzo wygodnie. W pewnym momencie (od Małego Wodospadu) zaczęła się nieco trudniejsza część trasy, a mianowicie schody - w górę i w dół. Nie była to bardzo męcząca przeprawa, jednak schodów było sporo, a pokryte lodem zmuszały nas do ostrożnego stąpania po nich. Niektóre były szerokie i wygodne, inne ciasne i strome. Przyznam, że był to mój ulubiony moment tej wyprawy, a z każdymi pokonanymi schodami widoki zmieniały się, zachwycając jeszcze bardziej. Jeśli oglądaliście „Opowieści z Narnii”, to musicie wiedzieć, że część scen kręcono właśnie tutaj. Niesamowite, prawda?

Przez całą trasę skalnym labiryntem mijaliśmy niezwykłe formacje skalne, upstrzone porostami w przepięknych kolorach. Pogoda nam dopisała i mimo mrozu, zastaliśmy cudowne poranne światło, a słońce przepięknie ocieplało skały, tworząc niemałe widowisko. Była to uczta dla oczu i duszy. Uwielbiam góry, czuję się w nich świetnie i bez względu na to czy to Tatry, czy niższe pasma, cieszy mnie każdy mały wypad, gdzie mogę podziwiać piękno natury, skały i malownicze górskie krajobrazy. Nie zabrakło tego również podczas tej wycieczki. Formacje skalne mają tu swoje nazwy np. Dzban, Głowa cukru, Wieża Elżbiety czy Kochankowie. Przyznam szczerze, że moja wyobraźnia kiepsko działała patrząc na nie, bo niewiele kształtów udało mi się dopasować do tych nazw, była to jednak ciekawa zabawa! A moją ulubioną formacją była wspomniana wcześniej nazwa Kochankowie. W porannym świetle robiła niesamowite wrażenie. Możecie zobaczyć ją na zdjęciu poniżej.
Już wchodząc na szlak po lewej stronie zauważyliśmy jeziorko, które spora część turystów obchodzi w pierwszej kolejności. My zdecydowaliśmy się obejść je wracając na parking, aby mieć jak największy luz na głównym szlaku, choć okazało się to zbędne, bo praktycznie nie było tu ludzi. Jeziorko ścięte lodem i otoczone skałami zrobiło na mnie wrażenie, a trasa wokół niego była przyjemna i widokowa. Wiodła przez las, ale nie zabrakło na niej moich ulubionych schodów. Wyobrażam sobie, że jeszcze piękniej prezentuje się to miejsce jesienią, kiedy liście przybierają rdzawe barwy. I kto wie, może jeszcze wrócimy tu o tej porze roku, aby to sprawdzić.

Skoro już wiem, że w zimowe poranki nie ma tu ludzi, będę polecać każdemu taką porę. Choć świetnie zwiedza się góry wiosną, latem i wczesną jesienią, to zima też ma swoje uroki. Szczególnie podczas wschodu i zachodu słońca góry nabierają wyjątkowej aury, a prześlizgujące się po skałach pomarańczowe promienie słońca dodają im uroku.
Naszą małą podróż zakończyliśmy odwiedzając czeskie sklepy w pobliskim miasteczku Broumow (w niedzielę sklepy są w Czechach otwarte) i zaopatrując się w ciekawe produkty dla siebie i znajomych. Następnie zjedliśmy obiad w Restauracji u Kostela, gdzie przed drzwiami powitał nas... kot! A że stamtąd już rzut beretem do jednej z ciekawszych kawiarni, w jakich kiedykolwiek byliśmy, to skoczyliśmy jeszcze do Nowej Rudy. Kawiarnia, o której mowa to Biała Lokomotywa i już na samym wstępie wyróżnia ją od innych to, że nie dostajemy tam klasycznej karty menu, tylko obsługa przekazuje nam menu ustnie, doradzając przy okazji. Druga ciekawa rzecz to kawy podane w wyjątkowy sposób, bo znajdziemy tu np. kawę z żółtkiem przepiórczym, kiszoną pomarańczą czy serem. Zdecydowanie warto tam wstąpić, jeśli będziecie w okolicy! Kawy smakują wyśmienicie, byliśmy tam już drugi raz i na pewno jeszcze wrócimy.
Więcej zdjęć z tego wyjazdu wrzuciłam na mojego Instagrama, a jeśli jeszcze mnie nie obserwujesz, to zapraszam. Publikuję tam o książkach zdecydowanie częściej niż tutaj, a na stories znajdziesz moją małą codzienność oraz cztery urocze i puszyste koty.

Organizując górskie wycieczki, przy szukaniu praktycznych wskazówek i planów tras, najczęściej zaglądam na bloga Hasające Zające - to jeden z moich ulubionych blogów podróżniczych, a ich publikacje niejednokrotnie zaoszczędziły mi czas i nerwy w podróży. Zdecydowanie warto tam zaglądać również w poszukiwaniu inspiracji na kolejne wycieczki, ja jestem oczarowana za każdym razem!
Czytaj »
3
Podziel się!
Tags:
podróże
Nowsze posty
Starsze posty

2/11/2025

Śmierć Pani Westaway - Ruth Ware

Po śmierci ukochanej matki, Hal zostaje sama. Bez rodziny i bez pieniędzy, w nędznym i zimnym wynajmowanym mieszkaniu w Brighton. Kiedy nieopłacone rachunki piętrzą się przed nią, a mężczyzna, od którego pożyczyła pieniądze upomina się o swoje, Hal otrzymuje tajemniczy list. Dowiaduje się z niego, że zmarła jej babcia, mieszkająca w wielkiej posiadłości w Kornwalii, a Hal jest jednym ze spadkobierców. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dziadkowie Hal nie żyją od ponad dwudziestu lat.

Lubię takie książki. Owiane nutką tajemnicy, skrywające na swoich kartach mroczny sekret, który strona po stronie niesie czytelnika aż do zaskakującego finału. Książki, które rozgrzewają się powoli tylko po to, aby tuż na samym końcu rozpalić się pełnym blaskiem i dostarczyć dreszczyku emocji. Takie prowadzone powoli i spokojnie, ale trzymające w uczuciu niepewności. Czerpię z nich nieopisaną satysfakcję, działają na mnie wręcz odprężająco, mimo czającego się w ich zakamarkach niepokoju.

„Śmierć Pani Westaway” to nie jest klasyczny kryminał, gdzie mamy krwawą zbrodnię i musimy znaleźć sprawcę. Mamy tu jednak skrywaną od wielu lat tajemnicę i intrygującą zagadkę, której rozwiązanie nie jest wcale takie oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Ruth Ware stworzyła bardzo klimatyczną powieść, której niesamowitą aurę buduje między innymi profesja głównej bohaterki (Hal jest tarocistką) oraz stara, zimna posiadłość w Kornwalii. Podoba mi się styl pisarski autorki - lekki i komfortowy, a jednocześnie elektryzujący i podszyty niepokojem. Autorka wciągnęła mnie w swoją opowieść sprawiając, że z ciężkim sercem odkładałam ją na bok, a kiedy już naprawdę musiałam to zrobić, ciągle o niej myślałam.

Każdy ma ja­kieś ta­jem­ni­ce, ja­kieś rze­czy do ukry­cia, i jest w sta­nie wiele – cza­sem nie­wia­ry­god­nie wiele – zro­bić, by ich nie wy­ja­wić.

Opisane tu wydarzenia mają miejsce w teraźniejszości, jednak czytając tę książkę ma się wrażenie, jakbyśmy cofali się w czasie o kilkadziesiąt lat i to było naprawdę niesamowite uczucie. Bohaterowie są ciekawi, fabuła angażująca i wwiercająca się w umysł już od pierwszej strony, skomplikowana, ale wyważona. Cała atmosfera tej powieści jest dokładnie taka, jak lubię. Powtórzę się, ale warto to podkreślić - „Śmierć Pani Westaway” ma w sobie niepowtarzalny klimat starego domu, gotyckość, nutę ciężkości. Trzeba to poczuć na własnej skórze!

To nie było moje pierwsze spotkanie z autorką, bo wcześniej czytałam już „Pod kluczem” i to również była niesamowita historia, dlatego muszę sięgnąć też po inne książki Ruth Ware. A jest w czym wybierać, bo jeśli dobrze liczę, mamy na naszym polskim rynku już osiem jej książek.

Tytuł: „Śmierć Pani Westaway”

Tytuł oryginału: The Death of Mrs. Westaway

Autorka: Ruth Ware

Tłumaczenie: Anna Tomczyk

Wydawnictwo: Czwarta Strona


Porównywarka cen zawiera linki afiliacyjne.
Czytaj »
4
Podziel się!
Tags:
kryminał, książki, thriller
Nowsze posty
Starsze posty

2/02/2025

Szwajcara - Jen Beagin

Skończywszy wieloletni związek, Greta przenosi się do niemal trzystuletniego domu swojej przyjaciółki Sabine. Dom, nadgryziony zębem czasu, wymaga remontu i zaopiekowania, zupełnie tak jak jego mieszkanki. Pracą Grety jest spisywanie rozmów z sesji terapeutycznych niekonwencjonalnego seksuologa, a Greta, która lubi plotki i zaglądanie z ukrycia w cudze życiorysy, dobrze odnajduje się w swojej pracy. I zaczyna fascynować się jedną z pacjentek swojego pracodawcy - zamężną Szwajcarką o imieniu Flavia, którą prywatnie nazywa tytułową Szwajcarą. Tak wplątuje się w serię zdarzeń, przez które życie Grety już nigdy nie będzie takie samo, jak wcześniej.

Czytanie „Szwajcary” było dla mnie bardzo ciekawą przygodą, a opisana tu historia pochłonęła mnie tak mocno, że przeczytałam ją w dwa dni. Kiedy myślę o tej powieści, do głowy przychodzą mi trzy słowa: nietuzinkowa, inna, dzika. Bo taka właśnie jest „Szwajcara” - inna niż wszystkie powieści, które do tej pory czytałam, z nietuzinkową fabułą, którą nie sposób porównać do czegoś, co już znam oraz na swój sposób dzika, żyjąca własnymi regułami, tak jak jej bohaterowie. 

Greta zdążyła już wówczas spisać sześćdziesiąt osiem sesji dla Oma i zaczęła myśleć, że skoro wszyscy mają traumę, to może nikt jej nie ma, łącznie z nią. A potem usłyszała, jak Szwajcara narzeka na ludzi od traumy, porównuje ich do Trumpa i karci za wykorzystywanie traumatycznych przeżyć jako alibi od wszystkiego, a Greta poczuła się tak, jakby Szwajcara zwracała się bezpośrednio do niej, ponieważ Greta przez ponad trzydzieści lat po cichu kuśtykała, podpierając się własną chujową historią, i może nadszedł czas, by odłożyć kule. Może Szwajcara miała ją czegoś nauczyć o życiu. O braniu odpowiedzialności. O tym, jak wykorzenić użalanie się nad sobą i być może zastąpić je czymś pożytecznym.

Głównymi bohaterkami powieści są kobiety - Greta i Flavia. Ich życiorysy bardzo się różnią, lecz znajdują w sobie pewne podobieństwa, które zbliżają je do siebie. Choć zbliża je także buzujący między nimi kontrast. Greta ma czterdzieści pięć lat, jest samotna, mieszka w starym domu z ogromnym ulem dla pszczół przy suficie, nieco pokręconą przyjaciółką i osobliwym psem Piñonem. Flavia to dwudziestoośmioletnia ginekolożka, mieszkająca w pięknym domu z mężem i ułożonym psem Silasem. Obie przeszły traumatyczne wydarzenia, ale każda z nich przeżywa je na swój własny sposób. Są skrojone nieprzewidywalnie, momentami histerycznie, co dodaje smaczku tej lekturze, bo nie ma nic lepszego niż nieszablonowi bohaterowie, których reakcje nie tak łatwo odgadnąć. Moją sympatię wzbudziła również Sabine - postać bardzo oryginalna i niesztampowa, kryjąca w sobie dużą wrażliwość, ukrytą gdzieś pod maską obojętności.

Narrację poprowadzono w bardzo ciekawy sposób i świetnie urozmaicają ją tworzone przez Gretę transkrypcje z sesji oraz pisane przez nią listy do nieżyjącej już matki. Jen Beagin świetnie operuje słowem, tworząc nieokiełznaną fabułę, wciągająca już od pierwszych stron. Choć sporo tu traumy i smutku, to autorka opowiada wszystko w sposób groteskowy, przez co historia staje się łatwiejsza w odbiorze, a wciąż przekazuje to, co ma przekazać. Beagin świetnie wyważyła tę opowieść i z przekonaniem mogę nazwać ją słodko-gorzką historią o odnajdywaniu siebie na nowo, próbie wzięcia odpowiedzialności za swoje życie i zmierzenia się z upchaną w najciemniejszy kąt traumą. „Szwajcara” to książka nieco dziwaczna, czasami balansująca na granicy absurdu, a mimo tego wciągająca bez reszty. Ciężko tak po prostu odłożyć ją na bok, kiedy serwowane są czytelnikowi tak niesamowite sploty zdarzeń, które niejednokrotnie grożą niepohamowanymi wybuchami śmiechu. No i są tu pszczoły, pieski i… osiołki! 

Bardzo dobrze odnalazłam się w „Szwajcarze” i jest to na pewno jedna z lepszych książek, jakie dane mi było czytać. Odnoszę wrażenie, że to książka, która podzieli czytelników na dwa obozy: zauroczonych jej dziwacznością oraz przeciwników tejże dziwaczności. Ja zdecydowanie znajduję się w tym pierwszym i mam szczerą nadzieję, że i Wam lektura ta przypadnie do gustu i odnajdziecie w niej coś dla siebie. Zdecydowanie warto zainteresować się tą pozycją!

Tytuł: „Szwajcara”

Tytuł oryginału: Big Swiss

Autorka: Jen Beagin

Tłumaczenie: Kaja Gucio

Wydawnictwo: Czarne, seria Powieści


Porównywarka cen zawiera linki afiliacyjne.
Czytaj »
7
Podziel się!
Tags:
książki, obyczajowe, romans
Nowsze posty
Starsze posty

2/02/2025

Saga rodziny Florio - Stefania Auci | Sycylijskie lwy, Zima lwów

Sycylijskie lwy, Zima lwów - książki Stefani Auci

Wszystko zaczyna się w 1799 roku, kiedy to dwaj bracia - Paolo i Ignazio Florio - opuszczają rodzinną Bagnarę i przenoszą się do Palermo. Tam otwierają skromny sklep z przyprawami i wspólnymi siłami próbują odnaleźć się w nowym miejscu, pełnym zarówno wielkich możliwości, jak i zawistnych spojrzeń. Z biegiem czasu ich biznes rozkwita, a im bogatsi stają się bracia, tym mocniej uwaga całego miasta skupia się na tej dwójce, co przysparza im nie tylko pieniędzy, ale również wrogów.

Stefania Auci zabiera nas w niesamowitą podróż w czasie, przedstawiając losy włoskiej rodziny Florio. Tło historyczne, uparci i często bezwzględni męscy bohaterowie oraz silne kobiece portrety, a także wzloty i upadki jednej z najbogatszych sycylijskich rodzin. Wszystko to okraszone przepięknym stylem, bo Stefania Auci pisze tak, że nie sposób oderwać się od jej książek i nie zachwycać się nimi na każdym kroku. Niezwykle barwny styl i wielki talent do kreowania historii, które niemalże czytają się same. Oba tomy oparte są na prawdziwych wydarzeniach, jednak autorka niejednokrotnie powtarzała, że wzbogaciła je własną wyobraźnią. I tak powstały dwie wspaniałe powieści historyczne.
Nie da się wymazać tego, kim się jest, bez względu na to, ile pieniędzy człowiek na to wyda.
- Stefania Auci, "Sycylijskie lwy"
Bohaterowie są tutaj bardzo wyraziści i charakterni, jak na Włochów przystało. Choć to mężczyźni odnoszą sukcesy i są na pierwszym planie, to jednak kroku dorównują im niesamowite kobiety, które w walce o dobre imię rodziny są w stanie posunąć się do ogromnych wyrzeczeń, często kosztem własnego szczęścia. Niektóre postacie lubi się bardziej, inne mniej, jednak każda z nich ma swoją rolę do odegrania. Dzięki różnicom w ich charakterach książki te żyją i dostarczają wielu różnych emocji oraz przeżyć. Muszę wspomnieć również o Palermo, które odgrywa tu rolę godną bohatera pierwszego planu. To brudne, smutne miasto, które daje i zabiera, nie bacząc na konsekwencje.

„Sycylijskie lwy” to wielka historia przedsiębiorczości i sukcesu, natomiast „Zima lwów” jest przepełniona smutkiem, ma w sobie więcej melancholii i rezygnacji. Już pierwszy tom czytało mi się świetnie, jednak to drugi zrobił na mnie największe wrażenie. Autorka sprawiła, że historia rodziny Florio żyje i będzie żyła we mnie przez długi czas.

Poproszę więcej takich książek w tym roku!


Porównywarka cen zawiera linki afiliacyjne.
Czytaj »
5
Podziel się!
Tags:
historyczne, książki
Nowsze posty
Starsze posty
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

Szukaj na tym blogu

O mnie

Moje zdjęcie
Pani Pisarka
Cześć, jestem Magda. Kiedyś napiszę książkę, tymczasem piszę o książkach. Lubię być w górach i w lesie. W czytaniu towarzyszą mi cztery puszyste koty. Rozgość się - opowiem Ci o książkach, które warto czytać.
Wyświetl mój pełny profil

Tu mnie znajdziesz

  • Instagram
  • Lubimy czytać
  • Goodreads

MOLE KSIĄŻKOWE

Archiwum bloga

  • ▼  2025 (18)
    • ▼  maj 2025 (2)
      • „Colette” - Valérie Perrin
      • „Zaledwie moment” - Liane Moriarty
    • ►  kwi 2025 (3)
      • „Ostatni telefon” - Lee Su-Yeon
      • „Rodzeństwo” - Moa Herngren
      • Góry śpiewają - Nguyen Phan Que Mai
    • ►  mar 2025 (5)
      • Błędne łąki - Jarosław Szczyżowski
      • Słuchajcie jak kłamią - Amy Tintera
      • Cykl: Miasto Niedźwiedzia (1# Miasto niedźwiedzia,...
      • Nieznajoma z portretu - Camille de Peretti
      • Debit - C.J. Tudor
    • ►  lut 2025 (8)
      • Pozdrawiam i przepraszam - Fredrik Backman
      • Wrzenie - Izabela Janiszewska
      • Wielka magia. Odważ się żyć kreatywnie - Elizabet...
      • Normalni Ludzie - Sally Rooney
      • Skalne miasto Adršpach - walentynkowy wyjazd do Cz...
      • Śmierć Pani Westaway - Ruth Ware
      • Szwajcara - Jen Beagin
      • Saga rodziny Florio - Stefania Auci | Sycylijskie ...
  • ►  2024 (4)
    • ►  lip 2024 (3)
    • ►  cze 2024 (1)
  • ►  2020 (5)
    • ►  kwi 2020 (2)
    • ►  mar 2020 (2)
    • ►  lut 2020 (1)
  • ►  2019 (14)
    • ►  paź 2019 (1)
    • ►  cze 2019 (1)
    • ►  maj 2019 (1)
    • ►  kwi 2019 (5)
    • ►  mar 2019 (2)
    • ►  lut 2019 (2)
    • ►  sty 2019 (2)
  • ►  2018 (32)
    • ►  gru 2018 (1)
    • ►  lis 2018 (2)
    • ►  paź 2018 (3)
    • ►  wrz 2018 (4)
    • ►  sie 2018 (2)
    • ►  lip 2018 (2)
    • ►  cze 2018 (1)
    • ►  maj 2018 (4)
    • ►  kwi 2018 (2)
    • ►  mar 2018 (4)
    • ►  lut 2018 (3)
    • ►  sty 2018 (4)
  • ►  2017 (20)
    • ►  gru 2017 (2)
    • ►  lis 2017 (5)
    • ►  paź 2017 (3)
    • ►  wrz 2017 (4)
    • ►  sie 2017 (3)
    • ►  lip 2017 (1)
    • ►  maj 2017 (1)
    • ►  kwi 2017 (1)

Teraz czytam

Dziewczyna z wymiany
Dziewczyna z wymiany
by Nelle Lamarr
tagged: currently-reading
Nieznajoma z portretu
it was amazing
Nieznajoma z portretu
by Camille de Peretti
tagged: currently-reading
Pęknięta kra
Pęknięta kra
by Magdalena Zimniak
tagged: currently-reading

goodreads.com

Popularne posty

  • „Zaledwie moment” - Liane Moriarty
    To miał być zwyczajny, krótki i spokojny lot do Sydney... a zapisał się w pamięci pasażerów na zawsze, po tym jak niepozorna staruszka zaczę...
  • „Rodzeństwo” - Moa Herngren
    Andrea, Urlika, Rasmus. Trójka rodzeństwa wychowującego się w tym samym domu, przez tych samych rodziców, jednak wychodząca z niego z zupełn...

STATYSTYKI BLOGA

Tags

astrologia dystopia fantasy historyczne horror kosmos koty kryminał książki książki rozwojowe literatura piękna medyczne młodzieżowe natura obyczajowe pisarstwo podróże polskie postapokaliptyczne romans sztuka thriller ulubione wiersze
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Pani Pisarka. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.